Paweł Lechowski

Pan Paweł Lechowski, dla przyjaciół Paszka, jest etnografem zafascynowanym kulturą Romów. Wyznaje, że kiedyś, na początku swej zawodowej drogi, traktował temat romski jako namiastkę dalszej egzotyki. „Zanim pojadę do Murzynów czy Indian...” Do Indian i Murzynów nie dotarł, ale został cyganologiem. W latach 60., gdy Cyganami interesowali się chyba tylko panowie Jerzy Ficowski i Lech Mróz, Paweł Lechowski zaczął pod-glądać cygańskie obozowisko w Prokocimiu, potem fotografował jego mieszkańców i nagrywał ich muzykę. Gdy kilkanaście lat później Romowie musieli się wynieść, w porzuconym wozie znalazł małą ikonkę. Opisał ją w „Polskiej Sztuce Ludowej” jako „Madonnę z cygańskiego obozowiska”. Zapoczątkowała ona jego wielką, prywatną kolekcję cyganianów. Pan Paweł wyszukuje i gromadzi wszystkie ślady obecności Romów w kulturze polskiej oraz środkowo- i wschodnioeuropejskiej; tematyczne pocztówki, afisze, metalowe i drewniane wyroby cygańskich rzemieślników, instrumenty muzyczne, ozdoby i ubiory.

W latach 1986–1993 pracował w Muzeum Okręgowym w Tarnowie, kierowanym przez innego miłośnika i popularyzatora romskiej kultury, Ada-ma Bartosza (wyróżnionego przez Polcul!). „Służbowo” zbierał cygańskie wyroby do stałej ekspozycji, z której słynie tarnowskie muzeum. W czasie tych poszukiwań trafiałnacorazliczniejszeprzejawyplastycznejtwórczościRomów, wbrew powszechnemu przekonaniu, że są oni stworzeni do muzyki, zaś plastyka w ogóle ich nie interesuje. Tak narodził się pomysł wystawy prezentującej romską plastykę i rzemiosło. W 1990 r. na własnych plecach przewoził eksponaty na wystawę, która towarzyszyła IV Światowemu Kongresowi Romów w podwarszawskim Jadwisinie. Wystawa ta, pierwsza w Polsce, jedna z nielicznych na świecie, była później pokazywana w kilku miastach Polski i Czech a później towarzyszyła prezentowanej ekspozycji tarnowskiej.

 

Z początkiem lat 90. do Polski zaczęli masowo przyjeżdżać rumuńscy Romowie. Dla niektórych nasz kraj był etapem w drodze do Niemiec, dla innych miejscem, gdzie można zarobić na poprawę bytu po powrocie do ojczyzny.

 

Pan Paweł zainteresował się nimi zrazu pragmatycznie; w nadziei za-kupu muzealnych eksponatów. Dzięki tym kontaktom zaczął posługiwać się językiem romani, który dotąd znał tylko biernie. Romowie zwracali się do niego ze swoimi problemami i poczuł, że coraz bardziej liczą na jego pomoc. Ich sytuacja była tragiczna; nie chciano ich we własnym kraju i nie chciano w krajach, do których przyjeżdżali za chlebem. Rumuńskie placówki dyplomatyczne nie kwapiły się z pomocą, odwracały się od nich organizacje pozarządowe i kościelne oraz lokalni Romowie, a skinheadzi stanowili śmiertelne zagrożenie. Trudno się zatem dziwić, że zaufali czło-wiekowi życzliwemu, szanującemu ich kulturową odrębność i w dodatku władającemu ich językiem. Wieść o „gadziu” bezinteresownie pomagają-cym Cyganom rozchodziła się błyskawicznie. Wkrótce wokół tarnowskiego muzeum koczowały liczne romskie rodziny. W prasie zaczęto pisać o „Konsu-lacie przy Krakowskiej” i o „rumuńskim konsulu”. W roku 1993 pan Paweł opuścił Tarnów i powrócił do rodzinnego Krakowa. Romowie szybko go tutaj odnaleźli a on poświęcił się im bez reszty. Stał się jednoosobową, jedyną w Małopolsce, troszczącą się o nich instytucją. „Instytucja” przytłoczona lawiną spraw do załatwienia odczuwała wyraźne braki kadrowe. Rok 1994 był szczególnie ciężki dla rumuńskich Romów z powodu częstych napadów skinów na ich obozowiska. Pan Paweł chodził i pisał do odpowiednich instytucji, nie zrażając się lekceważącym traktowaniem problemu przez urzędników i zarzutami, że „to on ich sprowadza”. Policja, prezydent, wojewoda... do skutku, czyli do podjęcia przez stosowne służby konkretnych działań zapewniających jego podopiecznym minimum bezpieczeństwa.

 

Jako nieformalny opiekun, tłumacz i pełnomocnik prawny zajmował się rodzinami rozdzielanymi w czasie deportacji. Walczył o odzyskanie bez-prawnie oddanego do adopcji dziecka, wyszukał adwokata zrozpaczonej matce przez Fundację Helsińską. Dopominał się o zwolnienie z opłat za porody, o dofinansowywaniepogrzebówiwydanienieletniejmatcezwłokdziecka, przez półtora roku przetrzymywanych w szpitalnej chłodni. Inter-weniował w sądach, gdy toczyły się sprawy przeciwko Romom, niekiedy zbyt pochopnie oskarżanym. W przypadkach poniżającego traktowania i urzędniczej bezduszności wkraczał do rzecznika praw obywatelskich. Dla chorych szukał pomocy w przychodni „Lekarze Nadziei”. W latach 1994–2000 w mieszkaniu pana Pawła żyła rodzina rumuńskich Romów, której liczebność „w porywach” przekraczała 20 osób! Zaopiekował się kobietą chorą na raka. Znalazł odważne lekarki, które wbrew woli przełożo-nych, zajęły się „kłopotliwą” pacjentką. Po ciężkiej operacji nie mogła ona jednak powrócić do obozowiska, więc pan Paweł wziął ją do siebie. Kobieta miała pięcioro dzieci (najmłodsze 11-letnie); starsze wkrótce sprowadziły współmałżonków, rodziły się dzieci, przybywali pozostali członkowie tej wielopokoleniowej rodziny. Administracja groziła eksmisją. Ze względu na chorobę kobiety wyrok zawieszono, ale zaraz po jej śmierci, wykonano.

 

Rumun – student łódzkiej Wyższej Szkoły Filmowej – nakręcił kiedyś etiu-dę, w której jest taka scena: pan Paweł w swoim mieszkaniu piszący kolejne pismo w sprawie „swoich” Romów, a w tle taborowe życie: kotlarz, taniec, muzyka, kilku grających w karty, brakuje jedynie ogniska! A w telewizji poka-zano wzruszający filmKatarzynyKotuliz1999r.pt.„Ambasador”,wktórympan Paweł robi „obchód” miasta, odwiedzając żebrzących i stara się uchronić ich przed dodatkowymi problemami, odbierając im fałszywe zaświadczenia lekarskie mające dokumentować ich „choroby”. Świetnie zdaje sobie sprawę z uciążliwości swoich podopiecznych dla społeczeństwa i służb porządko-wych, ale, uważa, skoro już są i mają kłopoty, to trzeba im „po ludzku” pomóc. Jego ogromne zaangażowanie to wyrażony konkretnym działaniem sprzeciw wobec znieczulicy, pogardy, wrogości i agresji.

 

Rumuńscy Romowie niemal całkowicie zniknęli z ulic naszych miast. Kie-dy pan Paweł w 2002 r. odbierał wyróżnienie Polculu, spodziewał się najazdu mołdawskich i ukraińskich Cyganów. Cieszył się wówczas z zaplanowanego Stowarzyszenia na Rzecz Romów. Chciał – w jego ramach – oficjalniezająćsię pomocą dla imigrantów. Uszczelnienie granic po 11 września, a później przystąpienie Polski do UE spowodowało, że Romowie przestali masowo przyjeżdżać do Polski. Problem może się jednak powtórzyć.

 

Czym zatem zajmuje się pan Paweł, wciąż zresztą nieposiadający sta-łego zatrudnienia? Bywa ekspertem i doradcą MSW w kwestii romskiej. Współpracuje z Fundacją „Pogranicze” w ramach programów edukacyjnych i integracyjnych, należy do organizacji promujących romskich artystów. Współtworzył też ostatnio, z panem Adamem Bartoszem Stowarzyszenie Harangos skupiające studentów pochodzenia romskiego. Uczestniczy w konfe-rencjach na temat dyskrym inacji Romów, jego opinie cytowane są w raportach „European Rome Right Center”. Krakowski OTV angażuje go przy realizacji programów o mniejszościach etnicznych. Jako romski ekspert bierze również udział w wyprawach na Litwę i Bałkany, a kiedyś nawet udało mu się odwie-dzić kilku spośród swoich rumuńskich Romów.

 

Jeśli przybysz z nieco ciemniejszą skórą, posługujący się językiem romani będzie potrzebował w Polsce pomocy, na pewno otrzyma ją od pana Pawła.

Joanna Dunikowska